001: Szczury

Obóz Rebeliantów, 31 rok Nowej Ery (2317 r. po Chrystusie)

Ciemnowłosa dziewczyna była cała ubrudzona – jej skóra, ozdobiona opalenizną, poczerniała w miejscach, gdzie gromadziła się większa ilość kurzu, ubranie również do czystych nie należało, co więcej, nadawało się najwyżej na zrobienie małych opatrunków. Z ziemi spod paznokci dałoby się wyskrobać pokaźną ilość ziemi. 
Kopnęła nadrdzewiałą puszkę ciężkim butem, poowijanym dookoła sznurówką – tylko ona utrzymywała podeszwę na właściwym miejscu.  Uderzony przedmiot potoczył się, kończąc swą drogę na ścianie, wydając głośny brzęk.
– Zaprzestań tego procederu – bąknął rozczochrany, równie zakurzony szatyn, o rozgwieżdżonych, zielonych oczach. Koszula, którą na sobie miał, nie spełniała swego okrywającego zadania. Jeden z rękawów gdzieś przepadł, ukazując szczupłe, acz umięśnione ramię przyozdobione tatuażami domowej roboty. – Łeb mi pęka.
– Było tyle nie pić – dziewczyna wzruszyła chudymi, żylastymi ramionami, po czym kopnęła kolejną napotkaną puszkę, nadając jej odmienną trajektorię – tym razem potoczyła się znacznie dalej.
– Gres – chwycił ją za fragment bluzki, co zaowocowało wydobyciem z niej dźwięku rozdzieranego materiału. Brązowe oczy łypnęły na chłopaka; ich właścicielce wcale nie spodobało  się zatrzymanie przez towarzysza.
Uwolniła się z jego uścisku i pchnęła go.
– Odwal się Kai.
Ruszyła w dalszą drogę, ostentacyjnie kopiąc kolejną puszkę. Kai może sobie być oficerem, jednak nie będzie traktować jej w ten sposób. Nie ma do tego prawa. Prawa w ogóle nie ma. Rebelianci je odrzucili. 
Chciała być już w obozie i zmyć z siebie pył walki. Tego dnia, jeszcze wczesnym rankiem, postanowili z oficerem Ramonesem iść na rozeznanie w terenach Podziemnych Ludzi. Przestrzeń zajmowana przez rebeliantów dostarczała niewiele pożywienia – czegokolwiek w tej jałowej ziemi się nie zasadziło, umierało w ciągu miesiąca. Część buntowników napomykała już coraz częściej o powrocie do Nowego Babilonu, najbliższego ze Szczęśliwej Dwunastki miast. Szeregi Wolności – do których należała Lana Gres, nazywana często również Wizją, kurczyły się w zastraszającym tempie. Wiele jednostek zdezerterowało godząc się na rygorystyczne prawo dyktowe przez Stolicę, znaczne braki w ludziach powodowały też ataki Podziemnych, rozmiłowanych w ludzkim mięsie. Burze piaskowe napadające Obóz również nie czyniły go przyjaznym dla życia miejscem. Mimo tego Lana słyszała jedynie o tym, jak Miasta ograniczają wolność. Nienawidziła ich całym sercem, a przecież nigdy nie była w żadnym z nich. Urodziła się jako Rebeliantka. 
Wśród plątaniny obskurnych korytarzy pojawiło się niewyraźne widmo światła. Zbliżali się do miejsca zwanego „Domem”, w praktyce będącym zaadoptowanym dla potrzeb mieszkańców budynkiem dworca kolejowego, do którego wejście prowadziło zarówno z powierzchni jak i z podziemi – to właśnie tę drogę preferowali młodzi ludzie wychodzący na zwiady. Widać ukrywanie się wchodzi w krew. Sieć płytkich tuneli prowadziła nie tylko na perony czy dworzec, ale i również do centrum handlowego, z którego na początku Rebelianci pobierali żywność oraz ubrania. Z czasem jednak źródło przydatnych przedmiotów uległo wyczerpaniu, czyniąc podstawowe produkty trudnymi do zdobycia. W pozostałych obozach, również lokalizowanych w dużych obiektach, sytuacja wyglądała dokładnie tak samo. W Miastach mieli ubrania. Nie musieli ryzykować życiem by je zdobywać.
Po wejściu do obozu zarówno Lana, jak i Kai rozeszli się w swoje strony, bez słowa pożegnania. Oczywistym było, że spotkają się rano, gdy wyjdą znowu w teren – tym razem jednak mają zdobyć żywność. I wyjść w większym składzie.

– Mamo! – zawołała Lana, popychając plastikowe drzwi, w których dawno temu miała znajdować się szyba, a teraz zastąpiona była dyktą przymocowaną byle jak gwoździami, ku uszczelnieniu konstrukcji. 
– Nie krzycz tak, Lan. – Kobieta, wyglądająca na zdecydowanie więcej niż czterdzieści dwa lata, czyli swój wiek, wyszła z pomieszczenia, spełniającego rolę sypialni. Ściany, na wzór pomysłowej naprawy wejścia, również zbudowano z dykty; rolę drzwi pełniła tutaj gruba, czarna folia. – Nic ci nie jest? Mam coś załatać? – dopytała kobieta, obserwując córkę.
– Dziś tylko ubrania – powiedziała z uśmiechem dziewczyna. – Podziemi coś kombinują, Kai już składa raport– zmieniła temat, zdejmując z siebie buty, po czym przeszła do zdejmowania reszty ubrań – Grupują się w większe stada, co więcej – zrobiła pauzę, ściągając ku sobie brwi – sądzimy, że wymyślili jakiś inny rodzaj broni.
– Inny rodzaj broni? – Kobieta podniosła z ziemi strzępy koszuli, które Lana rzuciła na ziemię, zanim skierowała się do swojego wydzielonego pomieszczenia.
– Tak, właśnie inny rodzaj broni. – Wychyliła się zza folii z poszarzałymi ubraniami w rękach, powtarzając niepokojącą kwestię. – Trzeba jeszcze przeanalizować to wszystko, bo prawdopodobieństwo, jakoby Podziemi wykazali kreatywność wydaje się dość surrealistyczna! – z jej gardła wyrwał się przytłumiony, lekko histeryczny chichot.
Nim matka zdążyła odpowiedzieć, Gres zdążyła udać się do łaźni. Kobieta westchnęła, kręcąc głową. W wieku córki również była nieskończonym pokładem energii, nie mogącym usiedzieć nawet pięciu minut bezczynnie. Jako rodzicielka martwiła się o swą latorośl, jako Rebeliantka była z niej dumna: to właśnie Lanie zawdzięczali pomysłowe i niezwykle praktyczne wynalazki wojskowe. U dziewczynki szybko rozwinęła się kreatywność, którą przeniosła na nietypowe zastosowania dotąd niepotrzebnych przedmiotów z dawnego świata. Sama brunetka zaopatrzona była w wyjątkowo dziwną broń, jakiej nikt poza nią nie potrafił używać. 

Lana opuściła łaźnię, drżąc. Jak zawsze po kąpieli w zimnej wodzie, na jej ciele widniała gęsia skórka. Tym razem spieszyła się, by podzielić się rewelacjami z Enzym – jedynym człowiekiem, któremu mogła zwierzać się z nurtujących ją problemów czy najświeższych idei. Gres miała pomysł, Straw go wykonywał. Zresztą to dzięki niemu zyskała przydomek „Wizja”. 
Z bielizną i ręcznikiem pod pachą przemierzała schody oraz korytarze, prowadzące do pracowni Lorenza. 
– Mam garść informacji – rzuciła, otwierając bez pukania drzwi. Enzy, siedzący w skupieniu przy plątaninie kabelków, drgnął.
– Przestań mnie straszyć! – Odwrócił się z gniewną miną. – Tyle razy powtarzałem... Robię broń, mogę narobić przez ciebie strat w materiałach.
– Taa... – Gres przewróciła oczami. – Materiały materiałami, a Podziemni zaczynają myśleć. Prawdopodobnie – dodała szybko – to jeszcze nic pewnego, na razie zauważyliśmy u nich broń, która nie jest kijem ani kawałkiem żelastwa.
Złość Lorenza opadła natychmiast.
– To nie może być prawda... –  Zbladł, wstając od stołu i podchodząc do Lany chwycił ją za przegub dłoni. Dotyk był kojący dla zmarzniętej skóry. – Jesteś pewna?
– Tak. Strzelili w naszą stronę. – Powoli przytaknęła, obserwując dłoń na swej ręce.
– Może to była jedna z twoich wizji? – starał się za wszelką cenę zażegnać przerażającą perspektywę. Podziemni byli silniejsi fizycznie, wytrwalsi, a gdy zdobędą technologie Naziemnych... Wygrają. Nie będzie ratunku.
– Na pewno nie! – pokręciła energicznie głową. – Kai też tam był...
– Kai. – Uścisk na przegubie zniknął. Enzy wrócił do swojego stanowiska. Usiadł wskazując drugie, niezbyt stabilne krzesełko Lanie. Dziewczyna usiadła na nim, pozwalając mięśniom na rozluźnienie. – Oficer Ramones nigdy nie widzi rzeczy nierealnych. 
– Na razie czekamy na decyzję, co robić dalej. Zaraz skoczę dowiedzieć się co i jak. Uznałam, że powinieneś wiedzieć wcześniej... I Pieskowi przyda się reperacja – głos stał się znacznie cichszym, gdyż Gres nie lubiła o nic prosić.
– Znowu zatarty mechanizm? – dopytywał chłopak, czekając, aż dziewczyna poda mu swoją broń. Wymyśliła ją jeszcze jako dziecko, kiedy znalazła automatyczną smycz, do której przypięty był szkielet psa. Podniosła uchwyt, oczyściła mechanizm z piasku, a potem bawiła się wysuwanym sznurkiem zakończonym karabinkiem, próbując w odpowiedni sposób wyrzucić go uchwytu. Chciała nauczyć się ściągać rzeczy z blatu, gdy nie miała siły wstać z łóżka, a coś było zbyt daleko. W końcu karabińczyk zaczął trafiać w odpowiednie miejsca za każdym razem. Wtedy Wizja wpadła na pomysł i wraz z Enzym przerobili mechanizm: sznurek został zastąpiony linką, na jej końcu zamocowali trójosiowe ostrze, a pozostałe materiały wymienili na solidniejsze, tworząc broń nadającą się do walki z dystansu, przy czym całkowicie niespodziewaną dla wroga. Lana w kolejnych latach doskonaliła swoją technikę, stając się mistrzynią w swoim fachu. Tylko czy można być w czymś najlepszym, jeśli jedynie jedna osoba para się tąż profesją?
Enzy uśmiechnął się krzywo, przyglądając się Pieskowi, gdyż tak Gres nazwała przerobioną smycz.
– Przyda się sporo smaru i naturalnie odrdzewienie. Mówiłem: unikaj wody!
– Unikaj wody – przedrzeźniała go, krzywiąc się. – Łatwo ci powiedzieć, ty nie wychodzisz walczyć. A kiedy przyjdzie uciekać, to gwarantuję ci, że bardziej zależy mi na zachowaniu życia niż sprawnym mechanizmie.
Lorenzo nie skomentował reakcji Gres. Owszem, nie opuszczał obozu, jednak podyktowane to było nie jego strachliwością czy tchórzostwem. Enzy miał jedną nogę krótszą od drugiej, wyglądała na skurczoną. Całkowicie uniemożliwiało mu to szybkie, sprawne poruszanie się, a tym samym walkę.
– Naprawię ci to cudeńko – sięgnął po broń, gdy tylko Lana położyła ją na blacie.  – Daj mi godzinę.
– Dziękuję, Enzy! – uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły. – Masz tu może jakąś kartkę? – zapytała, rozglądając się po pomieszczeniu. Chwyciła zastrugany nożem ołówek. – Mam wizję.

Kai skończył składanie raportu. Generał, mówiąc delikatnie, nie był zachwycony najświeższymi rewelacjami dostarczonymi przez oficera Ramonesa. Decyzja co do kolejnych wypadów na tereny Podziemnych miała zapaść tej nocy, w trybie natychmiastowym, a Kai został oddelegowany. Chłopak już wiedział, że nie ma sensu dziś kłaść się spać, choć po wypitym wczorajszego dnia bimbrze oraz godzinach na misji terenowej nie marzył o niczym innym niż położeniu się i oddaniu we władanie kojącemu snu. Zrezygnowałby nawet ze zmycia z siebie brudu, przekładając to na poranek, kiedy to głowa nie będzie go już tak bardzo bolała. 
W przeciwieństwie do szczęściary Gres, Kai nie miał rodziców, którzy by o niego dbali. Jego ojciec, niegdyś prawa ręka generała – posiadający wiele zasług pułkownik Ramones, zginął w bitwie pod Nowym Babilonie. Z racji tego, że Kai był jego synem, po śmierci pułkownika dostał awans, co prawda niewielki, ale nie był już zwykłym szarym szeregowcem. Jako oficer był w grupie zwiadowczej najważniejszy i to już w wieku dwudziestu lat. Matki nie pamiętał. Została zjedzona przez Podziemnych, kiedy miał dwa lata.
Wsunąwszy się do swego lokum, zajął się zdejmowaniem resztek koszuli. O ubrania było coraz ciężej, żałował, że zgubił rękaw. Całkiem nieźle wychodziło mu zszywanie ze sobą materii i, choć nigdy do tego by się nie przyznał, lubił to robić. Podobno w Nowym Babilonie były osoby, zajmujące się wyłącznie tworzeniem coraz to nowych ubiorów...
Westchnął, przyglądając się zniszczonej materii. Tej koszuli nie uda się już zreperować. Cisnął ją w kąt pomieszczenia, ciesząc się, iż choć spodnie uda się oczyścić i znów założyć. 
Kai w swoim lokum był inną osobą, nie mającą nic wspólnego z surowym, niekiedy aroganckim oficerem Ramonesem, twardą ręką rozdzielającym zadania na misjach. Tu opadała sztywna maska, twarz odzyskiwała młodzieńczy wygląd – w końcu był młodym człowiekiem, o czym nikt nie myślał, kiedy przydzielano mu zadania i wymagano szczegółowych raportów. 
Dzisiejszy dzień był ciężki nie tylko ze względu na jego koszmarne samopoczucie. Zawiódł swoją drużynę i stracili jednego człowieka. U Rebeliantów nie mówiło się o jednostkach. Śmierć Corteza przeszła bez słowa. W końcu trzeba się z tym liczyć, gdy decyduje się na wejście na tereny Podziemnych.  Może, gdyby Kai nie pił wczoraj alkoholu, który siostra Corteza, Maria, mu zaproponowała, myślałby szybciej i udałoby się ocalić chłopaka... Miał zaledwie szesnaście lat – gorzka myśl przemknęła Ramonesowi przez głowę, kiedy spisywał raport, wykreślając nazwisko Mariano Cortez ze stanu swojej drużyny.
Zdjął ciężkie buty, o ile jeszcze tak można było nazwać zdezelowane glany, które kiedyś na pewno doskonale radziły sobie z wycieczkami terenowymi, a teraz potrzebowały kilku gwoździ i młotka, by utrzymywać podeszwę na miejscu. Ramones przekonał sam siebie, że zreperuje je jak tylko znajdzie chwilę na tego typu czynności. Najpierw należało zmyć z siebie błoto, pył i krew, a potem wrócić do Generała i oczekiwać na kolejne wytyczne. Oficer, nauczony doświadczeniem, spodziewał się, iż i tej nocy nie będzie mu dane wyspać się. A kolejnego dnia nastąpią straty w ludziach jego jednostki. 
Oczyszczając się z brudu przywoływał twarze podległych mu osób. 
Salem Rex, najstarszy z nich wszystkich, starszy nawet od Kaia. Miał rudawą brodę, z której był niezwykle dumny, a Ramones znał go od zawsze. Kiedyś, jako dzieci, znaleźli zmurszałą książkę traktującą o wiedźmach z Salem. Każda przeczytana strona ulegała rozpadowi, jednak zapamiętali wystarczająco dużo, by później śmiać się, iż Rex jest czarownikiem. Ich przyjazne stosunki osłabły, kiedy po śmierci ojca Kai awansował. Mimo to nadal, gdzieś głęboko, oficer uznawał brodacza za niewiązanego krwią starszego brata.
Pezas Pagron, człowiek zagadka. Zwykle nie mówił nic, ale jak coś już powiedział, należało go słuchać. Miał genialne taktyczne pomysły, jego plany nigdy nie zawodziły. Nie tak, jak plany Kaia. Zaraz po awansie Ramones nie chciał słuchać niczyich sugestii, co zaowocowało koszmarnymi wydarzeniami: stracił ponad pół oddziału. Teraz gdy tylko Pagron miał coś do powiedzenia, to każde słowo podlegało rozważeniu, a potem zaakceptowaniu. Nie mieli lepszego taktyka niż Pezas. Czasami tylko Ramons zastanawiał się, o czym rudy chłopak myślał, kiedy milczał godzinami, przesuwając spojrzenie po otoczeniu. 
Celen Leres, najruchliwsze stworzenie w całej drużynie. Miała krótko obcięte, ciemnoblond włosy, zadarty nosek, upstrzony piegami, mówiła szybko, nie zawsze wyraźnie. I zdecydowanie za dużo się śmiała. Nie potrafiła zachować ciszy nawet w obliczu zagrożenia, chichocząc z kryjówki. Naturalnie, takie sytuacje nie zdarzały się często – mimo wszystko w większości wypadów zachowywała się jak należy. Kai wolał nie zabierać jej na misje, gdyż tego typu ludzie są jak bomba bez zegara: nikt nie wie, kiedy wybuchnie.
Noga Hesser – tak właściwie to Luka, choć chyba nawet jego własny rodzice nie pamiętali o tym fakcie. Specyficzne przezwisko dostał dlatego, iż miał tendencję do wpadania stopą w każdy możliwy dołek. Rex niejednokrotnie żartował z niego, że jeśli na kilku hektarach płaskiego gruntu ktoś wykopie niewielką jamę, to śmiało może liczyć na to, że Noga go odnajdzie i empirycznie zbada głębokość. A Hesser wraz z innymi się z tego śmiał. 
No i była jeszcze Gres... Dziewczyna, którą zwali Wizją. Owszem, wspaniale było mieć tak kreatywna twórczynię pod swoim dowództwem, ale... Lana to istota niezgodna. Starała się zawsze wykonać rozkaz na przekór niemu, chodziła własnymi ścieżkami, nie licząc się z wyższą rangą Ramonesa. Jakby w ogóle nie zauważała, że to Kai ma wydawać rozkazy. Nie działaby na nią groźby, a on nie chciał ich ziszczać. Gres należała do drużyny, posiadała ten sam kod co oni – należała do jednostki D3-062.
Opuścił łaźnię z przewiązanym na biodrach płótnem. Liczne tatuaże, nie ujęte w aktach z uwagi na swą liczebność, były teraz doskonale widoczne. W dniu, w którym podawano znaki szczególne Kai miał jedynie czarną strzałę na lewym bicepsie. Był to ironiczny komentarz do jego pierwszego spotkania z wrogiem. Razem z ojcem wyruszyli na tereny Podziemnych, by sprawdzić, czy aby czegoś nie kombinują. Misja przechodziła spokojnie aż do momentu, gdy nagle, spod ziemi, wystrzeliła ręka. Pochwyciła Kaia i ku jego przerażeniu zaczęła wciągać w dół. Wtedy ojciec napiął łuk, strzelając w bladą dłoń. Strzała zahaczyła o twarz Ramonesa, rozcinając ją od kącika ust aż do połowy policzka. Rana nie była głęboka, jednak skuteczność ostrza wystarczyła, by chłopiec do końca życia miał już nosić cienka, lśniącą w świetle bliznę na twarzy. Tego samego dnia Rex wytatuował mi strzałę na bicepsie. „Należy pamiętać” – powiedział brodacz, choć wtedy jego zarost przypominał raczej meszek. Od tej pory Kai zaczął upamiętniać co ważniejsze wydarzenia z życia, zapisując je na ciele; ramiona pokryte były tylko dla niego coś oznaczającymi symbolami, na klatce piersiowej odznaczały się nazwiska poległych, których śmierć oficer widział. By pamiętać. Dziś do listy dołączy Mariano Cortez. Wbił wzrok w swój najmisterniejszy tatuaż. Rzecz, którą upamiętniał, nie sposób było zapamiętać. Obrazek przedstawiał splecione ze sobą drobne liny, tworzące niemalże pajęczynę. Rex zawsze pytał Ramonesa, co tym razem dokumentują. Plątanina na nadgarstku nigdy, nikomu nie została wyjaśniona. Maleńki sekret, jaki Kai zabierze ze sobą do grobu – o ile będzie mu dane posiadać grób. 
– Dokąd zmierzasz, Oficerze? – usłyszał za sobą wysoki, dziewczęcy głos.
– Ubrać się, Celen. – Odpowiedział, wzdychając. – Mam zaraz stawić się u Generała.
– A, słyszałam co nieco na ten temat – zaśmiała się. – Chodzą słuchy, że Podziemni wynaleźli broń.
Kai zagryzł policzek, patrząc uważnie na Leres. Dziewczyna, swoim zwyczajem, kołysała się z nogi na nogę. Jakby nie mogła pozostać w bezruchu.
– Chodzą słuchy? – dopytał, jakby nie usłyszał. Czyżby Gres miała zbyt długi język? 
– Och, dobrze może podsłuchałam to czy owo. – Przewróciła oczami. – Słyszałam, jak mówiłeś o Cortezie. Szkoda chłopaka, lubiłam go. – Szare tęczówki dziewczyny skurczyły się, pozwalająć źrenicom na rozszerzenie. – Chyba za wcześnie poszedł na kameralny wypad.
– Nikt ni jest przygotowany na Podziemnych – niemalże wyszeptał Ramones.
– To ilu nas zostało? – Celen nie oczekiwała odpowiedzi, już sama wyliczała na palcach. – Noga, Rex, Pagron, Wizja, ty i ja. Dokładnie szóstka. 
– Sześć to dobra liczba – rzucił Ramones, pozostawiając dziewczynę w tyle. Nie miał czasu na rozmowy. Są ważniejsze rzeczy niż wspominki. Starał się uciszyć myśl o tym, że ich oddział liczył dwadzieścia osób.
– Tak, już nie wspaniała siódemka – zawołała za nim Leres, bez śladu śmiechu. – Teraz szlachetna szóstka.

– Oficerze Ramones, ustaliliśmy, że właśnie twoja jednostka zajmie się sprawdzeniem, hm... – Generał szukał właściwego słowa. – ...technologii opracowanych przez Podziemnych. 
Jednostka D3-062 słynęła z najlepszych szpiegów. Pomimo hałaśliwości Leres, nadal umieli najskuteczniej podglądać, a młody wiek wszystkich żołnierzy pozwalał im na szybkie ucieczki oraz lepszą regenerację. Mieli również mniej trwałych uszkodzeń ciała, bo nie stawali do otwartych bitw pod Nowym Babilonem. Po udanych misjach nazywali siebie samych Szczurami, bo nie byłoby miejsca, w które nie udałoby się im wcisnąć. A gdzie normalny człowiek by się nie wcisnął, tam mieściła się Celen. Drobna budowa ciała być może nie sprawdzała się w walce, jednak jak doskonale wpasowywała we wszelkie szczeliny!
– Przyjąłem. Jaki czas rozpoczęcia misji? – Kai ledwie już widział na oczy. Czuł się, jakby ktoś wcisnął mu w białka po garści piasku, potrzebował choć chwili snu.
– Wieczór, jutro, punktualnie dziewiętnasta macie wyruszyć w pełnym składzie. Oczekuję szczegółowego raportu już w południe dnia następnego. Odmaszerować.
Ramones pozwolił sobie na odetchnięcie z ulgą dopiero, gdy oddalił się od siedziby Generała. Zarówno on jak i Gres się zregenerują w tym czasie. Pozostało tylko poinformować wszystkich, by oszczędzali energię na wieczór. Czekała ich ciężka noc. Kai miał nadzieję, że nie ostatnia w ich życiu. 
– Leres – rzucił w ciemny korytarz, a zza rogu wychyliła się blond głowa.
– Oficerze. – Po ustach dziewczyny błąkał się uśmiech.
– Nie będę powtarzał słów Generała, wiem, że podsłuchiwałaś.
Uśmiech  się poszerzył się, a szare oczy rozbłysły.
– Przekażę wszystkim, nie martw się, Oficerze. – Podeszła do niego cicho, niczym kot. – Idź spać, Kai. – poklepała go po plecach. – Wyglądasz jak trup. Nie uprzedzajmy faktów! – roześmiała się perliście, ruszając biegiem przez korytarz. 
Ramones wykrzywił usta w gorzkim uśmiechu. Tak, nie należy uprzedzać faktów.

5 komentarzy:

  1. Ciekawa fabuła fantastyki postapokaliptycznej,Bohaterowie ciekawie opisani :) Czekam na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę poczekasz, jak na razie szalone dwie strony są xD

      Usuń
  2. Ja też bym chciała kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  3. 27 year-old Desktop Support Technician Taddeusz Saphin, hailing from MacGregor enjoys watching movies like "Spiders, Part 2: The Diamond Ship, The (Die Spinnen, 2. Teil - Das Brillantenschiff)" and Gunsmithing. Took a trip to Archaeological Site of Cyrene and drives a Ferrari 250 GT LWB California. zerknij na ta strone

    OdpowiedzUsuń

Po zapoznaniu się ze sprawą, warto napisać raport: