002: Szpieg

Palce o twardej skórze gładziły kręcone włosy z czerwonawym połyskiem. Ich właściciel wytężał mózg, by stworzyć coś wielkiego – tatuaż, o jaki poprosiła go córka Generała. Anja, gdyż tak dziewczyna miała na imię, chciała malunkiem na ciele uczcić swoje wstąpienie w szeregi Armii Rebeliantów. Miała łatwiej niż inni, cóż. Nie każdy urodził się w odpowiedniej rodzinie i rozpoczynał swą przygodę z bronią z rangi majora.
– Chcę, by prezentował sobą siłę i rozwagę – oznajmiła, spoglądając z uśmiechem wyższości na Rexa – by idealnie do mnie pasował.
Salem nie okazywał irytacji, jaką wzbudziła w nim lekceważąca nuta w głosie tej szesnastolatki, choć krew mocniej uderzyła do głowy. Obozowi nie podobała się wysoka ranga jasnowłosej dziewczynki, jednak nikt nie chciał zadzierać z Generałem. Prawo jako takie nie istniało u Rebeliantów. Nazywali je „Zasadami”, które dobrze było przestrzegać w celach zachowawczych. To, że najwyższy rangą ustalał misje dla całego Obozu było naturalne: społeczeństwo nie może funkcjonować, gdy wszyscy są równi. Ktoś musi rządzić, by inni mogli być woli. Brodacz nie chciał, by po skardze córki Generał wysłał go na samobójczą misję.
Kawałek kredy,  którym projektował tatuaż na ścianie swojego pokoju, zapiszczał. Rex skrzywił się, nienawidził tego dźwięku. Niestety – w związku z deficytem papieru sam doszedł do wniosku, iż wszelkie kartki, jakie miał w swym posiadaniu lepiej zostawić Wizji. On przyozdabiał i upamiętniał, ona dawała szansę na przeżycie.
Zrezygnowany tatuażysta zgniótł resztkę kredy w dłoniach. Nic nie symbolizowało jednocześnie siły i rozwagi. Znał wiele zwierząt: konie, lwy, wilki, sowy, węże, skorpiony... Jak połączyć dwie cechy, teoretycznie mogące współistnieć, a nie występujące razem u żadnej ze znanych mu osób? „Poza Anjali” skomentował w myślach kwaśno.
– Puk puk! - za plecami Salema rozległ się dźwięczny głosik. Nie udało mu się opanować drgnięcia. Celen jak zwykle weszła bezszelestnie, zaskakując go wydobyciem z siebie dźwięku.
– Leres, zabiję cię we śnie – zagroził, odwracając się w jej stronę.
– Przynoszę informację – dziewczyna nie przejęła się w ogóle groźbą mężczyzny, który przerastał ją o dobre czterdzieści centymetrów a na szerokość był co najmniej dwukrotnie taki jak ona. Uśmiechnęła się szeroko, dostrzegając coś przezabawnego w świetle odbijającym się od ogolonej na łyso czaszki rudobrodego. Po chwili jednak powróciła do przerwanego wątku, zachęcona pytającym uniesieniem ręki Rexa. – Jutro o dziewiętnastej wyruszamy do Podziemnych. Coś kombinują a my mamy ustalić dokładnie co.
– Co też ten Ramones wymyśla? – prychnął Salem, co blondynka skomentowała przewróceniem oczami.
– Ramones, Ramones... Nie wszystko wychodzi do Kaia. To polecenie Generała.
– Tylko ja jutro na dwudziestą mam wizytę jego córeczki. Mam wytatuować jej... – cmoknął, wracając do problemu, który przed chwilą roztrząsał. – Tatuaż.
– Szokujące! – słowom towarzyszył krótki śmiech. – No to major Anjali będzie musiała poczekać. Wiesz, nie da się otrzymać polecenia bardziej z góry. – Leres wzruszyła ramionami, po czym opuściła lekkim krokiem pracownię Rexa.
Brodacz nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Czasem w myślach zwracał się do Celen określeniem „Promyk”, choć nigdy nie wpadłby na to, aby tak powiedzieć do niej wprost. Lubił tego dzieciaka.
Z mieszaniną zawodu i ulgi uświadomił sobie pozytywy wyruszenia jutro na tereny Podziemnych: ma więcej czasu na wymyślenie tatuażu dla Anji. Wytarł dłonie z kredy o wilgotną, starą koszulę, po czym ruszył do magazynu z jedzeniem. Skoro jutro wyruszają w teren, nie należy iść spać głodnym. W końcu ten posiłek może być ostatnim.

Celen sprężyście przemierzała kolejne zakręty, kierując się do lokum Pagrona. Pezas był tak uprzejmy, że przygarnął do siebie Nogę. Hesserowi udało się w ostatnim tygodniu nadpalić swoje lokum, a że należał do sierot wojennych, jak Kai, nikt nie zatroszczył się o nowe mieszkanie czy choćby posłanie dla niego. Sam nie miał kiedy znaleźć sobie czegoś do spania, gdyż poza przynależnością do D3-062 zajmował się leczeniem rannych. Zajmowało mu to sporo czasu, ale pomimo sporej ilości rannych, leżakującej w prowizorycznym szpitalu, znajdował czas na eksperymenty ze znajdowanymi na misjach chemikaliami. Celen doskonale wiedziała, że źródłem pożaru było niewłaściwe połączenie odczynników, jednak nie dzieliła się swoją wiedzą z innymi. Każdy ma prawo do sekretów. Naturalnie sekretów, o których Leres wie.
Dziewczyna uchyliła drzwi, wsuwając głowę przez szparę.
– Proszę o zaprzestanie całowania, wchodzę! –  zawołała, przekraczając próg lokum Pagrona. Nikt jej nie odpowiedział, co zaniepokoiło odrobinę Celen. Gdzie mogli się podziać o tej porze?
Delikatnie stawiała stopy na przykurzonej podłodze, poszukując wzrokiem niepokojących znaków – rozlanego napoju, śladów krwi... Jednak poza zwykłym bałaganem, który panował w tych pomieszczeniach zawsze, wszystko wyglądało normalnie. Niepokój ścisnął żołądek blondynki. Hesser. Gdzie jest Noga? Oddech przyspieszył jej w przypływie paniki. Odchyliła głowę w tył, z opuszczonymi powiekami oddychała głęboko. Musi powiedzieć o tym Kaiowi. Zniknęli, wyparowali...
Do jej uszu dobiegł dźwięk wypuszczonego nagle powietrza. Wielkie szare oczy otworzyły się w ułamku sekundy, rejestrując dziwaczną scenę. Pagron i Hesser z trudem hamowali wybuch śmiechu, uczepieni fragmentów zbrojenia wystających z sufitu. Niski wzrost Celen oraz wysoki strop uniemożliwiły jej zobaczenie ich od razu.
– Ktoś przechytrzył w końcu mini-szpiega –  Hesser zeskoczył pierwszy, lądując odrobinę niezgrabnie na podłodze. Skrzywił się, widać źle obliczył wysokość, a siła uderzenia o podłogę wywołała mrowiący ból w nogach. W jego ślady poszedł Pagron, choć jego upadek był zdecydowanie bardziej kontrolowany. Pezas zasalutował Celen, puszczając do niej oczko, po czym opuścił pomieszczenie kierując się do toalety.
– Jak długo tam siedzieliście? –  nie wytrzymała Leres, patrząc, jak Hesser stara się rozetrzeć nogi w celu uwolnienia ich z chwilowego odrętwienia.
– Odkąd zaczęło się ściemniać –  odpowiedział. – Nudziło nam się, a Enzy podrzucił nam nowy wynalazek Wizji do przetestowania. Całkiem przydatna rzecz.
Dopiero teraz blondynka zauważyła, że w dłoni chłopaka o włosach ciemnoblond znajduje się przedmiot wielkości kubka, choć nie widziała, by był pusty w środku. Wystawał za do z niego dzyndzel, do złudzeni przypominający spust pistoletu. Szare oczy rozbłysły ciekawością, jendak Celen najpierw musiała uporać się z pierwszą rewelacją.
– Kilka godzin wisieliście pod sufitem? Żeby mnie zaskoczyć? – upewniła się.
– To przy okazji. Wiedzieliśmy, że przyjdziesz. Zawsze podglądasz nas wieczorami. A skoro Enzy'emu zależało na przetestowaniu wynalazku jeszcze dzisiaj, upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu. – Zaprzestał masowania nóg, wyprostował się i oparł wolną dłoń o biodro. – Dziś przyszłaś wyjątkowo głośno jak na siebie. O co chodzi?
Leres zarumieniła się lekko, przez co piegi na twarzy stały się nieco mniej widoczne. Sądziła, że jest niewykrywalna, a Hesser cały czas wiedział... Postanowiła przejść do rzeczy, by jak najszybciej zmyć się, ukryć zażenowanie.
– Jutro, Podziemi, dziewiętnasta – wymieniając kolejne informacje, uderzała pięścią w dłoń. Uniosła palec w górę, dodając – rozkaz z samej góry. Nie ma marudzenia.
Celen odwróciła się, kierując ku wyjściu. Zostało poinformować Gres i wrócić na spoczynek. Jej nocny obchód się kończył.
– Leres? – Noga wydał z siebie coś pomiędzy krzykiem a pytaniem.
–  Hę? – Leres zatrzymała się, przybrała zblazowaną minę, jakby rozmowa ją znudziła.
Chłopak ważył chwilę w dłoni gadżet, po czym jednym susem znalazł się przy dziewczynie, wpadając na nią. Nim zdążyli się przewrócić, na co Celen była przygotowana, stało się coś dziwnego. Hesser ją uniósł, szybko i wysoko, aż do samego sufitu. Chciała się mu wyrwać, jednak nogi nie miały podparcia. Jedynym, co powstrzymywało ciało dziewczyny przed upadkiem było ramię niebieskookiego.
– Wizja miała dobry pomysł. Możemy latać – zaśmiał się Noga.
– Tylko do konstrukcji metalowych – rzucił Pezas z dołu. Wrócił z toalety. – Musimy jeszcze dopracować lądowanie.
– Łap blondynę – po tych słowach Hesser wypuścił dziewczynę, którą nieubłaganie grawitacja od razu pociągnęła w dół.
Wpadła wprost w uścisk Pagrona, który bezzwłocznie odstawił ją na podłogę. Chwilę po tym z cichym jękiem wylądował za nią Noga.
– Oj, tak. Lądowanie trzeba dopracować – niebieskooki przyznał rację czarnowłosemu koledze.
Pezas pokręcił głową z politowaniem, a na jego cynamonowej skórze, tuż przy niemal czarnych oczach pojawiły się zmarszczki rozbawienia.

Zmieszanie opuściło Celen, gdy tylko pożegnała Hessera i Pagrona. Na korytarzu uniosła wyżej brodę i z właściwą sobie gracją, możliwą tylko u istot, które niemal nic nie ważą, skierowała się ku mieszkaniu Gres. Podejrzewała, że Lana będzie już spała: wiele pomysłów wpadało ciemnowłosej do głowy właśnie podczas spoczynku. Pozostało tylko mieć nadzieję, że nie przerwie się jakiejś wizji wspaniałego wynalazku, gdy przyjdzie do budzenia Gres.
Leres, stojąc przed drzwiami, zastanawiała się krótką chwilę, czy aby nie należy zapukać. W końcu Lana mieszkała z rodziną, a nie wypadałoby ich budzić... Blondynka po cichu otworzyła drzwi, kierując się bezpośrednio do pomieszczenia Gres. Wsunęła się jak najciszej przez folię szeptem zawołała dziewczynę. Odpowiedziała jej cisza, co więcej – Celen wcale nie słyszała jej oddechu. Wizji tu nie było.
Kolejnym punktem, który należało sprawdzić, nim uznało się Lanę za zagubioną, była pracownia Enzy'ego. Z jakiegoś tajemniczego powodu Gres uwielbiała kalekę, czego blondynka nie mogła pojąć. Owszem, sama korzystała z jego sprawnych palców, gdy przychodziło do naprawienia broni, jednak był dla niej podmiotem wykonawczym, niewartym większej uwagi.
Rzeczywiście, Leres miała rację: z pracowni sączyło się migotliwe światełko, niewątpliwie palący się ogień. Rebelianci mieli możliwość korzystania z prądu – w piwnicy znajdował się agregat, a paliwo z okolicznych, opuszczonych stacji benzynowych nadal się nie skończyło. Lorenzo wolał spalać stare ubrania, nasączone odrobiną paliwa, nazywając swe zabiegi oszczędnością.
Głosu Lany, lekko zachrypniętego, jakby zawsze miała początki chrypki nie dało się nie rozpoznać. Opowiadała Enzy'emu o przebiegu misji, o wiele bardziej barwnie, niż robił to Ramones, gdy składał raport u Generała. Celen słyszała już to, co chciała, zatem wmaszerowała do pracowni nie siląc się na bycie niesłyszalną.
– Gres, czas spać – oznajmiła do progu.
– Nie będziesz mnie wysyłać do łóżka, szczeniaku – odgryzła się Lana, prostując na siedzeniu. Była starsza od Leres o ponad rok, a poza tym wyższa, nie życzyła sobie, by ta filigranowa osóbka nią rządziła. Gres ogólnie nie tolerowała poleceń.
– Nie ja, tylko rozsądek. Jutro o dziewiętnastej mamy wyruszyć na zwiad, całe D3-062 – wyjaśniła, próbując ukryć irytację wywołaną zarówno zachowaniem, jak i samą osobą brunetki. Oj, nie lubiły się.
– Możesz przekazać Ramonesowi, że nie wybieram się na tereny Podziemnych nocą. Domyślam się, że tam mamy się udać. – Skrzyżowała ręce na piersi, by podkreślić swą nieustępliwość.
– Mogę mu przekazać. – Leres wzruszyła ramionami. – Tylko Generał może to różnie przyjąć...
Mina Gres zmieniła się w sekundzie. Rozkaz z góry.
– Dobranoc, Enzy – rzuciła do chłopaka, po czym sztywno wyszła z pracowni.
– Punkt dla ciebie, Leres. – Enzy uśmiechnął się lekko do blondynki.
– A ty tam reperuj – odparła, również opuszczając pomieszczenie.

Księżyc w swej wędrówce osiągnął punkt na niebie, który Celen uznawała za odpowiedni, do pójścia spać. O tej porze nie działo się już nic... Było za późno na nocnych marków a za wcześnie na ranne ptaszki. Jaki świetny szpieg, jak to miała w zwyczaju sama się określać, musiała wiedzieć takie rzeczy.
Wemknęła się do lokum swej rodziny, starając się nie zbudzić nikogo. Było to trudnym zadaniem: swój dobry słuch zawdzięczała genom odziedziczonym po ojcu. Z wiekiem, naturalnie, zmysł ten uległ przytępieniu u mężczyzny, jednak nadal odczuwała niepewność, wprowadzając swe zdolności   bezgłośnego poruszania na najwyższy poziom. Zasadniczo, nie robiła nic złego –  ojciec nigdy nie potępiał jej za późne powroty. U Rebeliantów nie istniało przecież Prawo, zatem Leres mogła chodzić gdzie i kiedy chciała, nie musząc o tym informować kogokolwiek. Teoretycznie. Brak ustalonych, spisanych zasad wykazywał tendencję do bycia gorszym niż jasny statut: za nieodpowiednie zachowania, czyli takie, jakie ogół uznawał za niemoralne czy szkodliwe, Generał wyznaczał kary. Według Celen sama idea karania za bezprawie w kraju bez Prawa to idiotyzm. Nie mogła tego powiedzieć głośno. Zastałaby wygnana do jednego ze Szczęśliwej Dwunastki miast, jako entuzjastka starych, odrzuconych buntowniczo reguł.
Blondynka ułożyła się na słomianym materacu, wywołując tym uniesienie drobinek kurzu w powietrze. Kilka z nich wpadło do układu oddechowego dziewczyny, wywołując przymus kaszlu. Z trudem zdławiła odruch zagryzając wargi i wstrzymując powietrze najdłużej, jak umiała.
Nim sen objął ją mgiełką zapomnienia, na usta dziewczyny wpłynął uśmiech tryumfu. Dobrym szpiegiem jest się wtedy, gdy zwierzchnik nie wie, na co cię stać. Kai wiedział, że porusza się bezgłośnie, zaś nie spodziewał się, iż sama potrafi zachować się wystarczająco cicho, by nawet on jej nie zauważył. Do problemów Celen należało jedynie opanowanie chęci rozmowy, nawet w stresujących, czy wymagających milczenia sytuacjach. Ale tym Leres zajmie się już w przyszłości.

Rex przebudził się. Przetarł kędzierzawą brodę ręką, by uciążliwe uczucie swędzenie odeszło w zapomnienie. Ziewnął, wydając z siebie pomruk. Sennym spojrzeniem obrzucił swoją „jaskinię”, myśląc o tym, iż przyjemnie byłoby mieć zegar w pokoju. Poprosi Enzy'ego o zbudowanie takiego. Myśl okazała się wystarczająco motywująca, by zrzucił z siebie pled, chroniący od zimna podczas snu. Kiedy tylko stopy dotknęły zapiaszczonej ziemi powróciła do niego myśl o tatuażu dla Anji. Nadal nic nie wymyślił. Zyskanie dnia na przemyślenie wzoru niewiele dało, biorąc pod uwagę, iż po posiłku od razu zasnął, a poranek (o ile faktycznie było tak wcześnie, jak Salem się spodziewał) powinien poświęcić na przygotowania do misji.
Tatuażysta poszukał wzrokiem swoich butów, a gdy je odnalazł, wsunął w nie nogi. Przetarł dłońmi oczy, rozmasował twarz, następnie ruszył do Enzy'ego, by poprosić go o zegar.
– Enzy! – Rex otworzył drzwi, grzmiąc swym głosem z wystarczającym natężeniem, by po pomieszczeniu rozległ się pogłos.
– Tu jestem, wielkoludzie – powiedział, krzywiąc się kaleka. Wyszedł zza otwartych przez Salema drzwi. – Na prawdę, nie musisz krzyczeć. Mam zepsutą nogę, nie uszy.
Gdy brodacz wszedł do pomieszczenia, Lorenzo zamknął za nim drzwi, następnie zwrócił się do niego:
– Czym mogę służyć? – Doskonale wiedział, że tatuażysta nie przychodzi nigdy do nikogo bez powodu. Musiał czegoś chcieć.
– Potrzebuję zegarka. – spojrzenie oczu o piwnych tęczówkach wbiło się w Strawa.
– Weź mój. – Enzy sięgnął po mały, nakręcany budzik. – Wizja przyniosła po jednej z misji kilkanaście takich, wyciągnę dla siebie drugi. – Lorenzo badawczo patrzył na gościa. – Nie przyszedłeś tu tylko z powodu zegarka, prawda?
Rex zmarszczył brwi, na jego czole pojawiły się bruzdy.
– Masz rację. Córka generała postanowiła zrobić sobie tatuaż.
– I skończyły się igły, tusze? Mam coś zmieszać? – dopytywał ciemnowłosy.
– Nic z tych rzeczy – brodacz zaprzeczył gwałtownie – chodzi o to, że nie umiem go zaprojektować... Wiesz, ma być „siłą i rozwagą”...
Niebieskie oczy Enzy'ego rozbłysły rozbawieniem.
– I serio przychodzisz z tym do mnie? – Zaśmiał się krótko. – A od czego mamy Wizję? – uniósł brew, bacznie obserwując wyraz twarzy Salema. Mina pozostała jednak niewzruszona. – O co chodzi, Rex? Masz z Laną na pieńku, czy coś?
– Nie twoja sprawa, Straw. – Tatuażysta chwycił za budzik. Przedmiot wyglądał na bardzo mały w jego wielkich dłoniach. – Dzięki za czas – rzucił jeszcze, nim wyszedł z pomieszczenia.
Enzy nie wrócił do razu do poprawiania nowego wynalazku Gres. Sprawdzał właśnie, z czego składa się tworzywo – czy też metal – o nazwie mumetal. Wizja znalazła to na jednej z wypraw i starali się znaleźć dla niego odpowiednie zastosowanie. Okazał się całkiem niezłym izolatorem pola magnetycznego, dzięki czemu silne magnesy sprawdzane przez Pagrona i Hessera mogły w ogóle zaistnieć. Jeśli gadżet się sprawdzi, znacznie ułatwi to ucieczkę oraz ataki z góry.
Teraz Lorenzo nie wrócił od razu do testów, a analizował sytuację sprzed chwili. Rex zawsze świetnie dogadywał się z Laną, Enzy sądził nawet, że zbyt dobrze. Wyglądali jak stare małżeństwo. Jeśli Wizja nie była u niego, znaczyło to, iż gania gdzieś z Salemem. Teraz brodacz nie mógł zapytać jej o pomysł na tatuaż?
Choć było to dziwne zachowanie, Straw uśmiechnął się lekko. Teraz stał się najbliższym przyjacielem Gres.

– Kai, do cholery! – Lana próbowała obudzić chłopaka, potrząsając nim. Oficer mruknął coś niezrozumiałego, starając się odgonić dziewczynę ręką, jakby była natrętną muchą. – Kai, to ważne, weź się obudź! – Zwinęła dłoń w pięść, uderzając śpiącego w ramię.
Ramones otworzył oczy, następnie zaczął nimi mrugać.
– Co jest? – zapytał, gdy źrenice dostroiły swą ostrość, umożliwiając mu rozpoznanie natręta.
– Nie co jest, ale masz coś do zobaczenia i podjęcia decyzji, czy się przyda. Enzy do wieczora obiecał zakończyć testy i pierwsze dwa zestawy moglibyśmy zabrać na misję... Jak mniemam wracamy do miejsca, w którym straciliśmy Corteza...
Chłopak usiadł na leżance, ziewając.
– Czy to nie może poczekać do południa? Mamy przed sobą ciężką noc, Gres. Ty też powinnaś się wyspać. – Minęła chwila, nim zorientował się, o czym właściwie Lana do niego mówiła. – Zaraz, masz nowy wynalazek? – Z oblicza zniknął chmurny wyraz. – Kiedy na niego wpadłaś?
– Długi by gadać, i tak nie zrozumiesz. – Ciemnowłosa machnęła lekceważąco ręką. – Poza tym jest już popołudnie, więc pora zebrać tyłek i zacząć przygotowania. Ogarnij się Ramones, czekam na ciebie u Enzy'ego. Chcę cię tam widzieć za piętnaście minut, najpóźniej.
Nim Kai zdążył oburzyć się rozkazującym tonem Gres, jej już nie było. Jedynie poruszająca się zasłona z grubej folii dawała znak, iż dziewczyna faktycznie odwiedziła jego sypialnię.
Ramones opadł na plecy, ukrył twarz w dłoniach i jęknął. Sen był o wiele łatwiejszy niż życie po przebudzeniu. I jeszcze musiała mu przypomnieć o Cortezie... Mimo wszystko, skoro było już popołudnie... Po omacku sięgnął po jeden ze „zdobycznych” nakręcanych budzików, by sprawdzić, jaka w istocie jest godzina. Niestety – przed snem zapomniał o kilkukrotnym przekręceniu pokrętła. Wskazówki stały nieruchomo informując, że zbliża się szósta.
Ramones zerwał się z łóżka. Obowiązek go poganiał. Wynalazków Gres nie należało odkładać do przemyślenia na później. Narzucił na siebie spłowiałą, flanelową koszulę w kratę, wciągnął potargane jeansy i wsunął stopy w rozsznurowane glany. Nie zawracał sobie głowy takimi detalami jak zapięcie guzików.
Ruszył korytarzem ku pracowni Enzy'ego, w której, jak określał to Rex „działy się cudeńka”. Właśnie, gdy przypomniał sobie o tym kreśleniu, zza zakrętu wyszedł nikt inny, jak Salem.
– Co jest, bracie? – zapytał Kai. Od razu zauważył, że brodacza coś gnębi. Być może dzięki temu, że rudobrody nie zdążył przybrać jeszcze na twarz maski bez wyrazu.
W odpowiedzi tatuażysta pokręcił nieznacznie głową, wymijając Ramonesa. Oficer zrozumiał, iż w tej chwili niczego nowego nie dowie się Salema.
– Niemożliwe, idziesz nawet przed czasem. – Usłyszał za plecami głos Lany. Dziwne, że jeszcze nie było jej u Strawa.
– Tak się składa, że sam ustalam kiedy i gdzie będę – odgryzł się, mrużąc oczy.
– No tak, panie oficerze! –uśmiechnęła się krzywo Wizja, biorąc duży kęs jabłka, które trzymała dotąd w dłoni. Rozpoczęła proces przeżuwania, mlaszcząc, jakby jadła coś naprawdę pysznego, a nie stary owoc o przyschniętej, zmarszczonej skórce. Wyminęła go, wpadając jako pierwsza do pracowni.
Enzy przykręcał właśnie uchwyt do urządzenia bez nazwy, które wczorajszego wieczora do przetestowania mieli Pagron i Hesser.
– Noga twierdzi, że będzie przydatne – powiedział bez wstępów Enzy. Dopiero po chwili zauważył, że w pomieszczeniu znajduje się również Kai. – Oficerze. – Zasalutował, co zaowocowało ironicznym grymasem na twarzy Ramonesa. O ile Gres nie miała za grosz szacunku do wyższego rangą towarzysza, to Straw nadrabiał za nią dwakroć.
– Spocznij, Enzy – ton był surowy, bez modulacji głosu. – Co macie? – Podszedł do stołu, na którym leżały nieznane mu dotąd przyrządy. – I dlaczego dopiero teraz dowiaduję się o prototypach, skoro dwóch szeregowych już je testowało?
– Spałeś. – Lana uznała, że tak krótkie wyjaśnienie musi wystarczyć Ramonesowi. – Zobacz, jak działa. – uśmiechnęła się, wciskając jeden gadżet do ręki przywódcy.
– Co to jest i jak się tego używa? – zapytał, spoglądając podejrzliwie na Gres. Była z siebie ciut za bardzo zadowolona.
Enzy nabrał powietrza, chcąc udzielić wyjaśnień, jednak Lana weszła mu w słowo.
– Wyceluj tym... – Podeszła do Oficera, kładąc dłoń na jego przedramieniu i nakierowując w wybraną stronę, czyli ku oknu, a raczej znajdującemu się pod nim, od lat nie działającemu metalowemu kaloryferowi. – O, tutaj. I naciśnij spust – poleciła, przerywając kontakt fizyczny i odchodząc o krok od chłopaka.
Ciemnowłosemu nadal coś nie pasowało, Wizja była zbyt miła. Enzy zachowywał pokerową twarz, co było naturalne dla niego. Jeśli Lana mówiła, że coś ma być tak a nie inaczej, to Straw nigdy się jej nie sprzeciwiał. Cóż, widać dziewczyna miała więcej charyzmy niż Oficer. Poddał się, westchnął i nacisnął spust.
W tym momencie poczuł, jak niewidzialna siła ciągnie go ku oknu, w zdumiewająco szybkim tempie, jakby chłopak nic nie ważył. W sekundzie uderzył przyrządem w kaloryfer, dobijając łokciem do jego żeber. Zabolało, jednak wiedział, że niczego nie połamał. Puścił spust a niewidoczna siła pozwoliła przyrządowi odpaść od metalu.
Lana stała tam, gdzie wcześniej, niewzruszona, z iskrami rozbawienia w oczach. Enzy lekko zbladł, unikał kontaktu wzrokowego z Ramonesem, kiedy ten wstawał z podłogi, rozmasowując obolały łokieć.
– Gres – warknął. – Nie życzę sobie marnotrawienia czasu Enzy'ego oraz materiałów, których mamy za mało, by robić sobie ze mnie jakieś idiotyczne żarty! – mówiąc to, podszedł do Wizji, chwytając ją za przód koszulki. – Zrozumiano?
Lana spokojnie nakryła jego dłoń swoją, rozpoczynając rozluźnianie uchwytu.
– Jesteś takim kretynem, Kai. – stwierdziła, buntowniczo patrząc mu w oczy. – Dałam nam skrzydła, szybką ucieczkę, nową technologię. – palcami drugiej dłoni starała się uwolnić koszulkę z niewzruszonej pięści Ramonesa. – A ty myślisz, że chodzi o ciebie. Jak bardzo uważasz się za kogoś cudownego, Kai?
Oficer wwiercał gniewne spojrzenie w nieustępliwe oczy ciemnowłosej. Jego pierś podnosiła się i opadała z każdym oddechem. Wzburzenie spotęgowało częstotliwość wdechów i wydechów. Jakże ona go rozwścieczała!
Pchnął dziewczynę, zrzucając jej dłonie ze swojej pięści, puścił bluzkę. Nie może pozwalać Wizji na te jej gierki. Sytuacja robiła się groźna, a ona nadal nie pojmowała tego, że wzrost świadomości Podziemnych jest równy końcowi Rebeliantów.
Enzy wziął bliźniacze urządzenie i wycelował je w górę, ku wystającym na suficie fragmentom zbrojenia.
– Lana mówi prawdę, Oficerze. – powiedział. Wizja odwróciła się i doskoczyła do niego w porę. Powstrzymała go przed wciśnięciem spustu.
– Uszkodzisz się, nie masz jak wylądować. – Przypomniała Strawowi o jego kalectwie. Jakby sam nie był go świadomy. Wyrwała z jego dłoni przedmiot, również celując w sufit. – Patrz, Kai. Latam. – Palec wcisnął przycisk, a ona uniosła się ku górze.

– Nie wierzę, że tak to rozegrałaś! – śmiał się Hesser, kiedy Lana opowiedziała mu, w jaki sposób zapoznała Ramonesa z działaniem najnowszego wynalazku. – Musiał być wściekły!
– Był, owszem – Rozbawione spojrzenie Gres spotkało się z oczami Nogi. – Ostatecznie jednak przekonał się do przydatności... – Dziewczyna zastanawiała się chwilę nad nazwą. – Latawca.
– Nazwałaś to Latawiec? – zaśmiał się Hesser. Kąciku ust Pezasa, który towarzyszył im w drodze na zbiórkę, również lekko się uniosły.
– Chyba nazwa będzie dobra. Tak sądzę. – Ostatnie zdanie Lana wypowiedziała bardziej do siebie niż Hessera.
– Zatem w końcu ten cudowny sprzęt ma swoją nazwę? – Celen pojawiła się między nimi tak, jak to tylko ona potrafi: dosłownie znikąd.
– Miło, że przyprawiasz nas o zawał, Leres. – Noga wyciągnął dłoń i zmierzwił sięgające prawie do brody, blond kosmyki nowo przybyłej.
– Do usług. Rex zaraz będzie. Ktoś wie, co z Oficerem?
– Nie ściemniaj, że nie wiesz, jaki numer wycięła mu Wizja! – Hesser przewrócił oczami. Leres wie wszystko, zawsze.
– Wiem. – Celen nie widziała samego wydarzenia, jednak podsłuchała rozmowę mającą miejsce przed chwilą. – Ładnie to tak, Gres? Oficera?
– Kai traktuje mnie z góry. Ciągle. – Zmarszczyła nos niezadowolona. – Muszę czasem się odgryźć, by zachować wewnętrzny spokój.
Noga roześmiał się głośno, nie mogąc się powstrzymać.
– Co cię tak rozbawiło? – Celen przechyliła głowę.
– Tak sobie pomyślałem, że ta gierka Gres i Ramonesa może być kopalnią inspiracji przy wynalazkach! – szturchnął Lanę. – Mam rację?
– Niestety nie, Noga. – Wizja wytknęła koniec języka, by Hesser mógł sobie go obejrzeć. – Nikt ani nic nie inspiruje mnie tak bardzo, jak twoja gracja. – Zamrugała, uśmiechając się słodko.
– Widzę Oficera – poinformowała Leres, wciskając się między Lanę a Nogę. – Słyszycie, rozmawia z Rexem. Pagron, wymyśliłeś plan działania? – zwróciła się do milczącego dotąd chłopaka. Nie kupiła od niego słowa. Wzruszył jedynie ramionami.
– Musi zobaczyć teren by wiedzieć, co i jak. – Blondyn szybko usprawiedliwił swego współlokatora.
– Oj, dajmy się wykazać Kaiowi. Przecież on zawsze ma takie wspaniałe strategie! – Lana skrzywiła się, gdy zatrzymali się przy Ramonesie i Rexie, a Oficer nawiązał z nią kontakt wzrokowy.
– Skoro tak go nie lubisz, poproś o przeniesienie. – Zasugerował Salem, nie zaszczycając Gres jako jedynej przywitaniem.
Zainteresowało to Celen. Co z duetem Gres-Rex, współpracującym na misjach?
– Mamy przed sobą dobre trzy godziny marszu. – Kai nie bawił się w utarczki. Musieli coś zrobić, jeśli zaraz się za to nie wezmą, zastanie ich świt. – Na miejscu wymyślimy co i jak, teraz najważniejsze tam dotrzeć. Wszyscy pełni energii i uzbrojeni?
Nie czekając na odpowiedź, Ramones wszedł w tunel, mający swe wyjście w okolicach Ziemi Skażonych, na które to właśnie się wybierali.